sobota, 29 grudnia 2018

Nowy Rok 2019. O postanowieniach, podsumowaniach i planach.

Kochani, przed nami ostatnie dni Starego Roku. Później wkroczymy w kolejny, 2019. Muszę przyznać, że dla mnie to jeszcze trochę abstrakcja. Dopiero co snułam plany na najbliższe dwanaście miesięcy a właśnie przyszedł czas ich podsumowania. Co mi się udało bardziej, co trochę mniej. Moja lista zadań na dany rok, za każdym razem jest coraz dłuższa. Tak, zadań. Bo to nie są postanowienia, są to rzeczy które chcę zobaczyć, zrobić, osiągnąć dany próg.


Ile razy słyszeliśmy już, że powiedzenie sobie, "schudnę" lub "zacznę ćwiczyć" albo "nauczę się włoskiego" zazwyczaj nic nie da. Bo zazwyczaj to prawda. Mówienie takimi ogólnikami nie wyznacza nam drogi którą powinniśmy podążać. Nie pokazuje mniejszych celów, które powinniśmy osiągnąć aby zdobyć ten wielki. 


Dlatego na mojej liście znajdują się takie punkty jak pojechać do Warszawy, pójść do kina, zrobić sesję z Lubelskim Zamkiem w tle, poznać 600 nowych hiszpańskich słówek poprzez aplikację, czy dwadzieścia razy w miesiącu poświęcić te kilkanaście minut na praktykę jogi, zrobić album ze zdjęciami wakacyjnymi czy przebiec łącznie 100 kilometrów, choćby to miało oznaczać 50 razy po dwa kilometry. Są to czasami drobiazgi, ale stanowią dla mnie z grubsza wyznacznik tego co chcę robić w danym roku. Pomaga mi to później rozpisać mniej więcej plan roku i miesięczne cele. Wiadomo, nie wszystko się uda, czasem coś totalnie zawalimy, ale nie zniechęcajmy się. Skupmy się na tym co nam się udało. 


Może czegoś nie udało nam się zrealizować w tym roku, ale uda się w następnym. A może na przykład gra na pianinie okazała się totalnie nie dla nas i po prostu odpuśćmy. Ja kiedy patrzę na moją listę napisaną rok temu jestem zadowolona. Mimo iż mogło być lepiej 
to 75-80% z całości udało mi się "odhaczyć". A to chyba dobry wynik. Mimo iż sesja w Ogrodzie Saskim nie wypaliła, a bieganie nie poszło aż tak dobrze jak bym sobie tego życzyła, to skupiam się na tym, że w przyszłym roku może się uda, a w tym zrobiłam wiele innych rzeczy. Obejrzałam wiele świetnych filmów, przeczytałam dużo cudownych książek i poznałam ogrom wspaniałych ludzi. Poprawiłam swój warsztat literacki, zrobiłam tysiące zdjęć, odsłuchałam godziny fantastycznej muzyki i sama się w tym kierunku trochę podszkoliłam.


 Może nie dokonałam żadnego wielkiego odkrycia na skalę światową, za to wiele się dowiedziałam o samej sobie, przemyślałam ogrom spraw, wyjaśniłam wiele niejasności w relacjach. Może to wszystko małe rzeczy, ale wszystkie razem stanowią siłę, która pomagała mi działać przez ten rok. Mimo, że czasami nie było siły i odpuszczałam, to wracałam, próbowałam od nowa. Starałam się godzić naukę z pasjami, życie rodzinne z towarzyskim. 


 Każdy sam decyduje czy coś sobie postanawia na nowy rok czy też nie. Jeśli tak, to róbmy to z głową, niech to będą konkrety i droga która nas do nich doprowadzi. Postępujmy zgodnie z samym sobą. Niech te ostatnie dni grudnia będą dla nas czasem odpoczynku, podsumowań, planów na przyszłość i przygotowań do Sylwestra. Czy to w domowym zaciszu, czy na wielkim balu, a może w dresiku przed telewizorem. Grunt żeby powitać Styczeń z uśmiechem na ustach. I tego Wam życzę. 

czwartek, 20 grudnia 2018

Cynamonowe ciasto z jabłkami

Święta za pasem, na ziemi warstwa białego śniegu. Rozpoczęła się bożonarodzeniowa krzątanina. Uwielbiam ten czas, bo ma w sobie wiele magii. To czas sprzątania, gotowania, ale i zimowych spacerów, robienia zdjęć z zaskoczenia, bo takie są najfajniejsze, ubierania choinki i całego domu, przyjmowania gości, składania życzeń i snucia noworocznych planów. Wiele się dzieje, różnorakich wydarzeń. Czas pełen niesamowitości, podsumowań i spotkań. Nie mogę się doczekać kiedy w końcu zabrzmi ostatni w tym roku szkolny dzwonek i będę mogła się w pełni oddać czarodziejskiemu klimatowi Bożego Narodzenia. Dzisiaj mam dla Was świąteczny przepis na ciasto. Bardzo łatwe w wykonaniu i szybkie. Pięknie pachnące cynamonem. 



Obieramy i kroimy w kostkę 6 dużych jabłek.
Zasypujemy 1 szklanką cukru, mieszamy i odstawiamy na godzinę.
W misce mieszamy 6 jajek, 3 szklanki mąki,
1 szklankę oleju, 2 łyżeczki proszku do pieczenia,
łyżeczkę sody, 2 łyżeczki cynamonu. 


Dodajemy pokrojone jabłka.
Wylewamy ciasto do blachy lub kokilek
i pieczemy w 170 stopniach przez 50 minut.


Na blogu świąteczny klimat przybywa dość późno,
ale przecież od tego mamy nie tylko grudzień,
ale i cały karnawał, więc może nieco przesunięte, ale jest :)

czwartek, 6 grudnia 2018

Jesień da się lubić - jesienna przejażdżka

Podczas gdy w kuchniach powoli pachnie pierniczkami, w salonach pojawiają się choinki, a reklamy od tygodni krzyczą o nadchodzących świętach, śniegu, reniferach i prezentach chcę się zatrzymać nad kończącą się jesienią. Bo tak, grudzień jest super, święta, rodzinka, karp w wannie, ale niektórym może się to "przejeść" i na Wigilię część z nas może mieć już świąt po kokardy bo ma je w głowie od listopada. Tworzenie klimatu a i owszem, ale nie dajmy się ponieść za szybko szaleństwu i nie wyrzucajmy jesieni z głowy jak najszybciej się da, bo to przecież ta najgorsza i najbrzydsza pora roku.

 Bo leje, jest zimno, okropnie i w ogóle najlepiej zapaść w jesienny sen i ominąć te kilka miesięcy, które są tak beznadziejne. Prawda jest taka, że każda pora roku ma swoje plusy i minusy. Ktoś kocha wiosnę za jej zieleń i radosne budzenie się do życia, a ktoś inny jej nie cierpi bo często pada, nadal jest zimno i na dodatek topi się śnieg.


Tak więc planując wypiek świątecznych pierniczków, rozkład dekoracji na wigilijny stół i szykując stylizację z motywem choinek i reniferów jeszcze odrobinę, na chwilę, wracam myślą do wypadu sprzed kilku tygodni, aby niedługo zawitać tu z grudniowym szaleństwem, ale to tak za chwilę. 


Na razie jeszcze odrobina czerwonych liści szeleszczących pod nogami, niebieskiego nieba i słońca grzejącego nos. Poza tym szkoła wyrywa z dnia, tygodnia i miesiąca sporo czasu i niewstawione zdjęcia nie mogą tak czekać na za rok. :)


 Cieszmy się nadchodzącymi świętami, planujmy, ale nie zatraćmy się w tym, bo najważniejsze to kto jest wokół choinki a nie jakie prezenty pod nią, kto siedzi przy stole a nie jak bardzo wyszukane potrawy na nim stoją. 


Wykorzystajmy też te najdłuższe w roku wieczory, na przykład na przeczytanie fajnej książki jak ta lub obejrzenie jednego ze świetnych filmów świątecznych. Temu nawet ja się dałam szybko ponieść, jeśli chcecie polecajki świątecznych produkcji piszcie w komentarzach :) I tak, grudzień jest super, świąteczny klimat też, w końcu dzisiaj Mikołajki :) Tylko nie przesadźmy od razu, tylko może stopniujmy tę radość? A może nie, może dla Was święta mogłyby być przez cały rok i by się nie znudziły?

Jeśli ktoś nie widział - poprzedni wpis. Recenzja książki - Klinika śmierci - Harlana Cobena.

czwartek, 15 listopada 2018

Genialny thriller, czyli Harlan Coben - Klinika Śmierci

Kolejna pozycja od Cobena, czyli Klinika Śmierci. O czym to w ogóle jest? Główni bohaterowie, czyli Sara Lowell i Michael Silverman są małżeństwem. On - znany koszykarz, ona - dziennikarka i prezenterka telewizyjna. Uwielbiani przez media, para idealna. Na dodatek spodziewają się dziecka. Mimo ciężkiej przeszłości są szczęśliwi. Ale oczywiście nie może być tak wspaniale. Spokój tej dwójki burzy niespodziewane trafienie mężczyzny do szpitala. Po dogłębnych badaniach nie ma wątpliwości - AIDS. Michael jest pod doskonałą opieką swojego znajomego - doktora Harvey'a Rikera, więc może cała sytuacja nie wygląda tak źle, zwłaszcza że lekarz zdradza Sarze, że jego zespół jest o krok od odkrycia leku na AIDS, potrzebują tylko jeszcze odrobinę czasu i nieco więcej pieniędzy z budżetu państwa.


Niestety klinika nie jest lubiana wśród różnych środowisk, wielu uważa, że pieniądze przeznaczone na jej rozwój to wyrzucanie ich w błoto. Na domiar złego zostaje zamordowany wspólnik Rikera, a następnie kilku pacjentów. Co oznacza, że w niebezpieczeństwie jest także Sara, Michael, a nawet policjant, który prowadzi dochodzenie w sprawie owych morderstw. 


Trzeba przyznać, że fabuła wydaje się nieco skomplikowana i w sumie taka jest, dlatego wymaga od czytelnika skupienia. Tak zajmuje myśli, że ciężko zadać sobie pytanie kto może być tym szukanym mordercą, łatwo przeoczyć pewne fakty. Na koniec, kiedy znamy już całą prawdę, historia wydaje się niezmiernie logiczna, nawet motyw. Nawet jeżeli szaleńczy, to jest w nim sens. Jak zawsze trzyma w napięciu i chce się czytać dalej. 


Mimo swoich pokaźnych rozmiarów, czyta się ją bardzo szybko. Mam wrażenie, że każda kolejna książka od Cobena jest lepsza niż poprzednia. Tak było i tym razem. Klinika Śmierci rozłożyła wszystkie poprzednie na łopatki. Czytałam już Sześć lat późniejNieznajomego i Już mnie nie oszukasz. Na razie "Klinika" wygrywa. Trzeba przyznać, że Harlan Coben ma swój styl i wszystkie jego książki z jakimi się zetknęłam mają wspólny mianownik. Mi to jednak nie przeszkadza i mi się nie nudzi. Ta pozycja jest godna polecenia w stu procentach. 

środa, 17 października 2018

W jabłoniowym sadzie

Jesień tworzy z latem najpiękniejsze połączenie w ciągu ostatnich dni. Ciepła pogoda, piękne słońce, bezchmurne niebo, złoto na drzewach i pod nogami. Do pełni szczęścia brakuje tylko nieco dłuższego dnia, aby się tym wszystkim nacieszyć. Dlatego fotografuję ile się da, bo z roku na rok jesień przekonuje mnie do siebie coraz bardziej. W tym roku jak na razie przemawia do mnie piękna pogoda, widoki i słoneczko. 


 A z drugiej strony już nie mogę się doczekać klimatycznych wieczorów pod kocem, z książką w ręce lub kolejnym odcinkiem serialu włączonego na laptopie. 


 Aura za oknem jakoś jeszcze mi nie pasuje do takich długich relaksujących wieczorów z jesiennymi wibracjami w tle. Ale ta typowa jesień też jeszcze przyjdzie i zatęsknię za tą letnią i ciepłą. 


 Moje planowanie czasu, codzienne wyzwania i zadania do wykonania stają ostatnimi czasy przed niezłą próbą, bo liceum bywa nieprzewidywalne i do wielu rzeczy muszę się przyzwyczaić, niektóre przestroić. Często trzeba stawiać sobie konkretniejsze priorytety niż wcześniej. Bo może czasu wystarczy tylko na trzy rzeczy nie na sześć, a może tylko na jedną i reszta na dzień czy dwa będzie musiała pójść na chwilę w odstawkę, bo coś musimy zrobić na już, na teraz. 


 Ciągle szukam balansu i rozwijam umiejętności planowania, wyłuskiwania rzeczy najważniejszych w danym momencie i nie marnowania czasu. Polecam czytanie w autobusie :) 


 Nie zapominajmy o drobnych przyjemnościach, relaksie i odpuszczaniu we właściwym momencie. Dlatego teraz, ze śwież pomalowanymi paznokciami zapraszam Was do sadu. Miejsca, które znam od zawsze. Byłam tam setki razy a dopiero ostatnio spojrzałam na te drzewa oblepione jabłkami trochę inaczej i wiedziałam, że muszę tam urządzić sesję, bo jest w tym jakaś magia. 


 Na sobie mam  swetrową, ciemną sukienkę, zakolanówki, które ostatnio na powrót polubiłam i botki na obcasie, które służą mi bardzo dobrze i są mega wygodne. 


 Co do makijażu jedyną nowością jest turkusowa kredka zdobiąca moje oczy. Jest w Wibo i kosztowała na prawdę grosze, a daje super efekt. Na ustach pomadka nude z Biedronki. Bardzo spoko jak na swoją niską cenę.


 Kolejna sesja w z pozory zwyczajnym miejscu, ale jedna z moich ulubionych, bo coś jest w tych zdjęciach, co do mnie przemawia. :)


Na  ramionach szal w odcieniach szarości. Zakupiony w Pepco rok temu.


Na tym kończy się ten pierwszy jesienny wpis a ja powracam
do blogowego świata. Pozdrawiam jabłuszkowo :)

wtorek, 2 października 2018

Do wszystkich chłopców, których kochałam

Chyba każdy ma czasem ochotę na przeczytanie albo obejrzenie czegoś nieco mniej ambitnego, a już na pewno prostszego. Czasem taka komedia romantyczna jest lekiem na całe zło, przynajmniej chwilowym. Ostatnio dałam się namówić reklamom na film: Do wszystkich chłopców, których kochałam". O czym w zasadzie to jest?
Lara Jean jest nieśmiałą szesnastolatką, która nie wyróżnia się z tłumu i w sumie dobrze jej z tym. Uwielbia czytać historie miłosne i sama też takie w swojej głowie układa. Jeśli zauroczy się jakimś chłopakiem pisze do niego list. Do tej pory takich wiadomości powstało pięć i dziewczyna lubi do nich wracać. Czytać, myśleć o niedoszłych adresatach. Pewnego dnia jednak listy zostają dostarczone do odbiorców i Lara Jean przestaje być tą szarą myszką, a zaczyna być rozpoznawalna na szkolnym korytarzu, a zdarzają się również przypadki, że chłopak ośmielony wyznaniem Lary Jean zaczyna również zastanawiać się nad swoimi uczuciami. Dziewczyna godzi się na udawanie związku, aby wzbudzić zazdrość w jednej z koleżanek. 

Podobny obraz

Oczywiście wszelkie plany dziewczyny nie do końca dają się zrealizować i czasem tylko gruntowne porządki w pokoju pomagają zrobić takowe również w głowie. Sprawy nie ułatwia również to, że starsza siostra Lary Jean (grana przez Janel Parrish znaną z PLL) wyjeżdża na studia i nie może służyć siostrze wsparciem na miejscu. 

Znalezione obrazy dla zapytania do wszystkich chłopców których kochałam

Czy film mi się podobał? W gruncie rzeczy tak. Może trochę za słodki, może za romantyczny, ze zbyt pięknym niekonkretnym zakończeniem (jak w prawie każdej komedii romantycznej) i wszechświatem, który mimo wszystko pomaga głównym bohaterom. Ale mimo wszystko fabuła jest naprawdę fajna, ciekawa. Przede wszystkim oryginalna. Bardzo przyjemnie się ogląda i jest to super opcja na długi wieczór i poprawę humoru. Tego typu filmy żądzą się swoimi prawami i chcąc nie chcąc każdy w pewnym momencie ulega którejś z tych cukierkowych historii, spośród których ta jest zdecydowanie jedną z fajniejszych. 

piątek, 28 września 2018

Jak przekuć pasję w biznes?

18 września miałam okazję uczestniczyć w wydarzeniu organizowanym przez Centrum Spotkania Kultur w Lublinie. Był to szereg wykładów, wypowiedzi, paneli. A wszystko sprowadzało się do jednego słowa: "Przedsiębiorczość". Zostało zadane również pytanie jak przekuć swoją pasję w swoją przyszłą pracę, w swój biznes. Wypowiadało się wiele wspaniałych osób. Bardzo inteligentnych i pełnych pasji, ale jednocześnie bardzo miłych i społecznych.
  • Tak więc przede wszystkim zacznijmy od tematu pasji. Jedna z podstawowych rzeczy napędzających nas do działania. Coś co kochamy robić i bez czego bylibyśmy niepełni. Pomyśl teraz. Czy masz coś takiego? Jeśli teraz zaczynają się wymówki, że nie masz czasu na takie rzeczy, to niestety, ale mylisz się. Kilka razy na konferencji padło pytanie: Co robicie po szkole? Posypały się odpowiedzi, że lekcje, prace domowe i tak dalej. Też tak uważasz? Że to zajmuje cały Twój czas wolny? To teraz zastanów się ile czasu w ciągu dnia scrollujesz Instagrama albo Facebook'a, oglądasz seriale, filmiki na YouTube'ie, oglądasz Telewizję. Odpoczynek jest bardzo ważny i takie odmóżdżenie również, ale trzeba znaleźć balans. Dla mnie osoba bez pasji, której czas przecieka przez palce ma ciężej w życiu. Jeśli nie teraz to za kilka lat. Nie ma o czym pogadać, podzielić się opinią czy spostrzeżeniami. Też totalnie nie wie co chce robić w życiu, albo chociaż jakie przymioty ma ta praca mieć. Lecą teksty, że jak każdy humanista wyląduje w Mac'u na kasie ewentualnie w Biedronce. I wiecie co? Jeśli to naprawdę plan na życie to tak będzie. Będzie nienawidzić swojej pracy, tych co najmniej ośmiu godzin dziennie. No serio, lipa.
    Dlatego zacznij szukać fajnych zajęć, próbować nowych rzeczy, zbierać różne doświadczenia. Na początek wystarczą małe rzeczy, ale każdy krok do przodu to krok. Pamiętajmy, że kto stoi w miejscu ten tak de facto się cofa. Możesz mieć wszystko, nie w tym samym czasie, ale wszystko.
    Kiedy znajdziesz już swoją pasję, jedną czy więcej, bo uwierz masz na to czas i umiejętności doskonal się w tym. Dąż do najwyższego poziomu w swoich działaniach.
Znalezione obrazy dla zapytania centrum spotkania kultur sala operowa
  • Pasja jest, jest zaangażowanie. Wtedy zaczynają rodzić się pomysły. Lepsze, gorsze, ale pojawiają się. I to jest genialne. Im bardziej w coś wchodzisz, realizujesz kolejne projekty tym tych pomysłów jest więcej. Więc masz pomysł, dalej ważna jest twoja determinacja i ciężka praca. Odwaga do działania, do pewnego ryzyka, które czasem może się i nie opłaci, ale kto nie ryzykuje ten nie pije szampana i coś w tym jest. Tak naprawdę nic nam się nie należy, nawet jeśli na wiele zasługujemy. Dlatego musimy włożyć w każdą rzecz nasz wysiłek, czas i pracę. Samo się nic nie zrobi. Tylko różnica między taką pracą a wyżej wymienioną na kasie jest wielka różnica. Kiedy robimy coś z pasją, to chcemy to robić mimo zmęczenia. Chcemy, nie musimy. Chcemy dokończyć to co zaczęliśmy i daje nam to satysfakcję, radość i spełnienie.
Znalezione obrazy dla zapytania centrum spotkania kultur

  • Tu przydaje się nasza przedsiębiorczość. Co to jest? Tak w skrócie, chodzi o umiejętność skupienia się, zgłębianiu tematów na różne sposoby, zarządzanie zasobami jak pieniądze czy czas, odwagę, poznawanie innych ludzi, korzystanie z ich wiedzy i doświadczeń oraz wykorzystywanie szans które daje nam życie. Może nie takiej definicji się spodziewaliście, ale to jest to co może pomóc przy dążeniu do rozpoczęcia własnej działalności. Opartej na pasji, doświadczeniach i umiejętnościach. Gdy trochę zmienimy swoje nastawienie, sposób myślenia mogą zacząć się dziać rzeczy, które wcześniej wydawały się nieosiągalne. 
Znalezione obrazy dla zapytania przedsiębiorczość

Tak więc dążmy do celów, bądźmy otwarci na zmiany, dajmy coś od siebie, wykażmy się determinacją i konsekwencją. Bądźmy aktywni i angażujmy się w różne projekty. Nie czekajmy na skończenie szkoły, studiów, nowy rok, kolejny miesiąc. Działajmy więcej niż oczekują od nas inni ludzie, nie jednak zapominając o chwilach dla siebie. Samodoskonalmy się, pamiętając że nikt doskonały nie jest i nigdy nie będzie, ale również że:
Mistrz więcej razy przegrał, niż amator próbował.
Odwagi Kochani :) 

wtorek, 25 września 2018

Na tle zachodzącego słońca.

Kiedy za oknem plucha, ciemno i nieprzyjemnie, wracam myślami do tych pięknych letnich dni. Mając oczywiście mocą wiarę w to, że pogoda jeszcze się wykaże w tym roku nie raz i nie dwa, bo jesień kiedy jest sucha i słoneczna daje tysiąc razy więcej możliwości, niż podczas wiecznej ulewy i pochmurności. Jednakże lato minęło nie wiadomo kiedy a mi zostaje na ten jesienny czas jedna z sesji zdjęciowych. Tym razem było to wykorzystanie ostatnich dni, kiedy zboże stało jeszcze nieskoszone na polach i tworzyło super klimat na fotkach. Do tego dołożyłam zachód słońca, tradycyjnie niesamowity i wyszły dwa rodzaje ujęć, ten sam czas, ta sama stylizacja, ale efekt całkiem inny.



Jeansowe szorty i jasny crop top z frędzelkami w którym zakochałam się od pierwszego wejrzenia to główne składniki tej stylizacji.


Tak się to mniej więcej prezentowało. Może i coś codziennego, ale czasem barwy zachwycają bardziej niż zazwyczaj.



Co do outfitu. w oczy rzucają się również kolczyki w kształcie dużych granatowych piórek.


Jakoś tak się dzieje, że im pospolitsze czasem mogłoby się wydawać brzydsze miejsce tym zdjęcia wychodzą lepiej, ciekawiej.


Przykładem może być ta droga. Zwyczajna, polna, otoczona łanami zboża, a to co można z jej pomocą stworzyć zachwyca mnie za każdym razem.

Stylówka również ktoś powie, że nic nadzwyczajnego. Bo w sumie tak jest, ale moim zdaniem wszystkie pomysły na stylizacje powinny pokazywać to jak na prawdę możemy wyjść na ulicę. Jasne, czasem super jest zrobić coś mega artystycznego i stworzyć fajne fotografie, ale tak poza tym warto pokazywać prawdziwe życie i to, że można każdego dnia umilić sobie czas, znaleźć coś dobrego w każdej chwili.


Do następnej części sesji przystępowałyśmy już na takim tle. Ten pomarańcz przywodzi mi na myśl afrykańską pustynię, aż żyraf mi tu brakuje. Też tak macie?


Modelka plus zachód słońca, okazało się to ciężkim wyzwaniem, jednak walczyłyśmy i wyszło coś całkiem fajnego.


Bardzo lubię te zdjęcia, bo były robione bardzo szybko, aby zdążyć przez zajściem słońca za horyzont, a poza tym mają w sobie coś żywego, naturalnego i spontanicznego.
Wszystkie dzisiejsze zdjęcia obrabiane były w nowym programie graficznym, więc jeszcze nie jest do końca tak jak bym chciała, ale powoli a do celu :) We wszystkim :)

sobota, 22 września 2018

Czarna pasta do zębów bez fluoru

Krótka recenzja pasty do zębów. Produkt całkowicie zwyczajny, codziennego użytku. Co więc jest innego w tej właśnie paście? Po pierwsze kolor, moja ulubiona z firmy Ecodenta jest właśnie czarna, a to za sprawą węgla aktywnego. Na początku trochę dziwne, ale idzie się z łatwością przyzwyczaić. Są jeszcze z tej firmy pasty biała i cynamonowa. Ta druga całkiem fajna, choć i tak dla mnie czarna wygrywa. Tak czy owak jedno je łączy, to że nie mają w swoim składzie fluoru, w ogóle tylko naturalne składniki. Fluor ostatnio budzi sporo kontrowersji, ale czy jesteście zwolennikami czy też nie, jedno jest ważne: Pasta myje tak samo dobrze, jak każda inna z fluorem, a dla mnie nawet lepiej. Po umyciu nią zębów, można wyczuć że są tak serio czyste. Jest również delikatniejsza dla dziąseł i ma działanie wybielające, co można stosunkowo szybko zaobserwować.


Zazwyczaj zamawiam ich od razu kilka, podczas kosmetyczno-pielęgnacyjnych zakupów przez internet. Nawet sobie nie wyobrażacie jak sklepy stacjonarne mogą zdzierać z nas na przykładzie tego produktu. Bo fajne, bo nowość, bo 'vegan'. Dlatego warto porównywać ceny i nie przepłacać, tak w tym jak i w każdym innym przypadku. Reasumując, zdecydowanie polecam produkt, jest już ze mną od lat i świetnie się sprawdza. Jeśli jeszcze nie znaliście, to zachęcam do wypróbowania :)

środa, 19 września 2018

Zdjęcia wśród maków

Motyw maków przewinął się już w tym roku w TYM poście. Jednak od tamtego czasu powstała jeszcze jedna sesja z tymi uroczymi kwiatami w tle. Był koniec czerwca kiedy zdjęcia te zostały zrobione. Tym razem bez chabrów. Jedynie maki w rzepaku. Tak, takie to proste. Niby nic wielkiego i nadzwyczajnego, ale ostatnimi czasy jestem coraz bliżej stwierdzenia, że piękno, również to na zdjęciach kryje się w takich zwyczajnych miejscach, roślinach, szczegółach.

To miejsce wypatrzyłam, kiedy szłam na przystanek, więc żadna magiczna historia. Pole blisko mojego domu. Takie sytuacje uczą mnie, że nie zawsze trzeba odległych miejsc czy w przypadku fotografii makro najdroższych rekwizytów, żeby powstało coś super. Wystarczy odpowiednie spojrzenie i kreatywność, otworzenie się na możliwości jakie daje nam to co jest w naszym otoczeniu.


Świetne dla mnie jest to, że można jeszcze znaleźć miejsca wcale nie tak daleko od miasta, gdzie na horyzoncie jest tylko zieleń, natura. Bez budynków, słupów i znaków drogowych.


Na sobie mam bluzkę z frędzelkami i jasne jeansy ozdobione ćwiekami na kieszonkach.


Do tego pistacjowa ramoneska, która służyła mi wytrwale przez ostatnich kilka lat.


Powoli wyciągam z czeluści zasobów fotograficznych takie oto zdjęcia.
Mimo drugiej połowy września pogoda nas rozpieszcza. Oby jak najdłużej.
Więc z tymi jesiennymi albo nawet zimowymi trochę poczekam, aż aura będzie pasować :)
Ktoś kiedyś powiedział, że pomysły biorą się z pasji, a że ostatnio tych u mnie coraz więcej, to chyba wszystko idzie w dobrym kierunku. :)

sobota, 15 września 2018

Trzy mądrości Alchemika.

Alchemik to kopalnia cytatów. Paulo Coelho stworzył książkę z mnóstwem mądrości, frazesów i sentencji, które są często udostępniane, rozpowszechniane. Pewnie każdy się gdzieś natknął na któryś z nich. Alchemika przeczytałam i muszę przyznać, że do kunsztu tradycyjnej sztuki literackiej to mu daleko, ale w prostej można powiedzieć bajeczce, kryje się nauka dla każdego z nas. Jest to utwór dalece metaforyczny i w takim rozumieniu, jako rozległej przenośni powinniśmy go czytać.  Ja rozumiałam słowa w ten sposób, ktoś mógł w inny, więc tym poście są tylko moje odczucia dotyczące konkretnych zdań. Kiedy kartka po kartce poznawałam dzieje głównego bohatera zaznaczałam najlepsze, najbardziej do mnie przemawiające fragmenty i dzisiaj takie Top of the top cytatów z Alchemika.

Kocha się za nic. Nie istnieje żaden powód do miłości.
Na początek klasyk. Chyba najpopularniejszy spośród cytatów Paulo Coelho. Nie identyfikuję się z tym stwierdzeniem w stu procentach, bo moim zdaniem z jednej strony kochamy kogoś za to że po prostu jest, istnieje, a nie za jego wygląd, pieniądze, czy super gust. Z drugiej jednak strony kochamy w drugiej osobie takie drobiazgi jak uśmiech, drobne gesty, spojrzenia, to że lubi naleśniki, że blednie na widok krwi, albo że oczy mu błyszczą na widok szczeniaczków. Kochamy osobę i jej szczegóły, każdy jej element. Możecie się z tym nie zgodzić, ale zawsze znajdą się setki przykładów, które będą odpowiedzią na pytanie: "Za co ją/jego kochasz?". Bo kochamy po prostu, za nic. Ale tą miłość podsycają takie maleństwa, drobiazgi za które z każdym dniem kochamy mocniej. Może pokrętne tłumaczenia, ale tak prosto z serca, jak ja to rozumiem.
Niektórzy ludzie nigdy nie zrozumieją, że zawsze mamy możliwość robienia tego, o czym naprawdę marzymy.
Zdanie, które bardzo podnosi na duchu. Staje się motywacją do działania. Bo tak, zawsze możemy zrobić to o czym marzymy. Jakie będą tego konsekwencje w danym momencie to inna sprawa. Do realizacji pewnych marzeń potrzeba więcej czasu, do innych mniej. Jednak jeśli z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień przybliżamy się do spełnienia marzenia, to możemy mieć poczucie, że działamy słusznie. Niektórzy wyciszają w sobie marzenia, mówiąc sobie że są bez sensu, że są niemożliwe do zrealizowania, że coś nie jest dla nich. Ale tylko od nas zależy, czy coś z tym swoim marzeniem zrobimy, czy schowamy na dnie swojego umysłu, zakopiemy i zdepczemy swoje możliwości. Jest to sentencja, która mówi nam, że możemy wszystko, jeśli tylko tego bardzo chcemy.
Jeśli szczęście się do nas uśmiecha, trzeba z tego korzystać.
Trochę inna odmiana sformułowania, że fortuna kołem się toczy. Wszechświat dąży do równowagi i każdy cień ma swój blask, każde zło ma swoje dobro i każde szczęście ma swojego pecha, jak każdy dół ma swoją górę. Musimy sobie uświadomić, że żaden stan rzeczy nie trwa wiecznie. Zarówno ten zły jak i ten dobry. Więc cierpliwie znośmy te nasze doły motywacyjne, twórcze,  dajmy sobie czas, a gdy czujemy, że góry możemy przenosić, że szczęście się do nas uśmiecha pójdźmy za tym. Weźmy z tego stanu jak najwięcej, korzystajmy z tego pozytywnego czasu jak najlepiej.

Opinie mocno subiektywne, więc proszę o zrozumienie i zachęcam do podzielenia się swoimi przemyśleniami dotyczącymi tych trzech cytatów, bądź któregoś z nich :) 

sobota, 8 września 2018

Serialowisko #2 - Glee

Zakochana w musicalach. Tak, to ja. Nie tylko w nich, ale od zawsze darzyłam ten rodzaj produkcji szczególnymi uczuciami. Dwa lata temu trafiłam na program Project Glee i po sznurku dotarłam do kłębka, a dokładniej do samego Glee. Obejrzałam w kilka miesięcy i byłam zachwycona, może teraz nie wywarłby ten serial już na mnie takiego wrażenia, ale nadal darzę go sympatią i miło wspominam. Glee ma 121 odcinków podzielonych na 6 sezonów. Emitowany był w latach 2009-2015. Odcinki trwają od 41 do 45 minut.


Wszystko zaczyna się w momencie gdy Will Schuester - licealny nauczyciel hiszpańskiego postanawia na nowo powołać do życia szkolny klub - Glee. Tak, zagadka tytułu rozwiązuje się dość szybko. Ruszają przesłuchania, pojawiają się lepsi i nieco mniej. Niektórych trzeba było zwerbować do wstąpienia do chóru nieco inaczej, wykazując się pomysłowością (historia Finn'a - obejrzyjcie to się dowiecie). W końcu kształtuje się grupa utalentowanych muzycznie uczniów. Jest ona bardzo różnorodna. Dwoje Żydów, futboliści, czworo homoseksualistów, dwoje Afroamerykanów, dwoje Azjatów, chłopak na wózku i cheerleaderka, która wkrótce zachodzi w ciążę. Mieszanka wybuchowa. Tym bardziej jeśli niektórzy z nich mają parcie na szkło i chcą być gwiazdami.


Mimo problemów z jakimi mierzą się nasi bohaterowie i chór sam w sobie, licealiści zaczynają odnosić sukcesy. Jest to wielka motywacja i okazja do świętowania. Była też oczywiście Sue - trenerka cheerleaderek i ktoś kto utrudniał życie licealistom tak jak i ich nauczycielowi. Serial porusza zagadnienia dotyczące każdego z nas. Akceptacja ze strony rówieśników, pasje, trudne wybory, złamane serca i utracone przyjaźnie. Zapewne każdy zobaczyłby siebie w którymś z bohaterów. A było ich mnóstwo. I chcąc nie chcąc najbardziej pamiętam tych, od których wszystko się zaczęło. Którzy później wyjechali na studia, imali się różnych zajęć. W tym czasie chór trwał nadal, jeździł na konkursy, ale nie zapadał w pamięć jak tamta pierwotna grupa. Bo dla mnie Glee to Finn, Kurt, Quinn, Santana, Britney, Mercedes, Artie, Tina, Puck, Sam, Blaine i Rachel. O tej ostatniej jeszcze kilka słów.


Rachel była chórową gwiazdką, często miała kwestie solowe na występach i marzyła o wielkiej karierze. Z biegiem czasu wydoroślała, zmieniła styl i zachowanie.  Stworzyła związek z Finn'em. Mimo swojego można powiedzieć przerysowania, moim zdaniem była właśnie szczera. Wiedziała czego chce i do tego dążyła. Z kolorowego pingwinka zamieniła się w piękną młodą kobietę, która wiele w życiu przeszła, ale nadal czarowała swoim głosem. Zdecydowanie moja ulubiona postać.
Mimo, że serial się skończył, historia dobiegła końca, nadal często wracam do takich piosenek w wykonaniu Glee jak: 
  • Loser like me
  • Teenage Dream
  • Season of Love
  • The Scientist
  • Listen to your heart
  • One of us
No i oczywiście moje ukochane "Don't stop believing". Z serca polecam ich wszystkie wykonania tej piosenki, szczególnie jednak z piątego sezonu. Kawał dobrej muzyki ze wszystkich sześciu sezonów. Polecam fanom musicali i nie tylko. Piękna historia, piękne wykonanie. :)