wtorek, 10 kwietnia 2018

Pośpiech

Wiosna, wiosna, ach to ty! Chciałoby się śpiewać. Jestem z powrotem, między nauką, słuchaniem o egzaminach, czytaniem i tysiącem innych spraw, znalazłam chwilę na zastanowienie. Zastanowienie nad pośpiechem. Nad tym, że każdy gdzieś goni, biegnie, spieszy się. Nawet ja. Dopiero szesnastoletnia, ale już w ciągłym biegu. Nie brzmi to optymistycznie, prawda? Bowiem im większa prędkość tym mniej szczegółów możemy zauważyć. Brzmi jak formułka książkowa, ale jeszcze chyba nikt nie opatentował niczego podobnego. Dzisiejszemu przeciętnemu człowiekowi, mam wrażenie, że zbyt wiele ucieka, zbyt wiele on nie zauważa. Czas przecieka między palcami, podczas gdy robi coś czego nie lubi.
Tyle słowem wstępu, bo ciąg dalszy chciałabym przedstawić Wam w formie bardziej literackiej. W formie opowiadania, które powstało właśnie na podstawie takich przemyśleń.



Piękna wiosenna pogoda zdawała się być niepokonana przez chmury i wiatry. Słupek w termometrze rósł i rósł. Krótkie spodenki i cienkie bluzeczki szybko się zadomowiły na ciałach spragnionych słońca ludzi. Niebo było błękitne, tylko gdzieniegdzie można było dostrzec delikatny biały obłoczek. Przyroda aż rwała się do życia, do wypuszczania młodych listków. Ogrody nabierały barw. Przebiśniegi powoli ustępowały miejsca innym kwiatom. Tym samym rabatki upodabniały się do kolorowych dywanów, pełnych nie tylko zieleni ale i fioletów, żółci i intensywnych czerwieni. Pośród tego obrazka, można było zobaczyć ludzi. Starszych, spacerujących parkowymi ścieżkami, czasem w pojedynkę, czasem pod rękę z kimś innym. Niekiedy dźwigających zakupy, czasem upominających niesforne wnuki. Jak kwiatów w ogrodach, tak samo pełno było na ulicach spieszących się młodych i tych w średnim wieku. Druga grupa była w biurowcach, starając się zdążyć przed deadline’ami, w domach próbując posprzątać, ugotować obiad, złożyć pranie i zrobić zakupy zanim domownicy wrócą głodni i zmęczeni, w barach, szkołach, zakładach. Każdy chciał zdążyć. Zdążyć przed końcem terminu, przed daną godziną, przed przyjazdem klienta. Wszyscy się spieszyli. Pośród tego wszystkiego była ona. Młoda kobieta. Blond włosy opadały na poduszkę, niebieskie oczy przysłaniały powieki. Od miesiąca nie ustawiała budzika, rzadziej kiedy korzystała z zegarka, domowe obowiązki podzieliła między siebie a męża. Męża który teraz musiał odprowadzić Zosię do przedszkola, ale przecież on uwielbiał żyć z zegarkiem w ręku. Monika wstawała kiedy obwieścił jej to jej wewnętrzny zegar. Co nie znaczy, że sypiała po kilkanaście godzin. Wręcz przeciwnie. Zazwyczaj budziła się jeszcze przed córką i mężem. Bardzo często robiła ich trójce śniadania. Ale kiedy w nocy pracowała do późna to spała do dziewiątej. W dzień owszem robiła obiad, sprzątała, ale nie był to już przymus. Nauczyła się, że jeśli przez dwa dni zjedzą tą samą zupę, albo niezmyte naczynia poczekają do następnego dnia, świat się nie zawali. Kiedy złożyła wymówienie w swojej pracy, wszyscy byli przekonani, że ma już na oku inną. Po części była to prawda, ale tylko po części. Pewna była tylko tego, że jeśli ma przez następne trzydzieści czy czterdzieści lat sprzedawać leki w aptece, to chyba już zacznie odkładać na drogie wizyty u psychologa. Dlatego zaczęła wdrażać w życie plan B. Od lat robiła zdjęcia, robiła grafiki, łączyła jedno i drugie. Czasem zrobiła coś na zlecenie, ale epizodycznie. Od jakiegoś czasu jednak zaczęła pracować nad tym, aby jej hobby zamieniło się z pracę, która przyniosłaby zyski. Zarejestrowała działalność i rozpoczęła promocję firmy. W dzisiejszych czasach najlepszym narzędziem jest internet. Strona internetowa, reklamy, współprace ze znajomymi z podobnej branży. Było to postawieniem wszystkiego na jedną kartę, ale się udało. Wtedy zrezygnowała z pracy. Terminy obejmowały również ją, wydawnictwa dla których tworzyła okładki, magazyny, blogi, zawsze był jakiś czas na wykonanie zadania. Ale gdy się coś kocha, to i motywacja do działania się znajdzie, a co za tym idzie praca pójdzie szybko i dobrze. Poprzedniej nocy kończyła okładkę dla pewnego wydawnictwa, ze zdjęć, obrazków, napisów, tworzyła jedną całość. Dzisiaj czekał ją wyjazd do sąsiedniego miasta, na sesję wizerunkową, cieszyła się na to zadanie, bo praca podczas niego, jak i efekt końcowy powinien być zadowalający i dający poczucie spełnienia, a także dużo frajdy. To było dla Moniki bardzo ważne. Bo mąż, Zosia, dom, to wszystko było bardzo ważne, jeśli nie najważniejsze, ale jak mogłaby się tym cieszyć i otaczać opieką, gdyby sama gdzieś w głębi duszy była nieszczęśliwa. Obudziło się w niej życie, radość, pasja. Zegar w salonie cicho wybił godzinę dziewiątą, a i Monika się przebudziła, by rozpocząć kolejny dzień.
Może to tylko fikcja literacka, coś co jest wytworem wyobraźni. Bo taka jest prawda. Ale chciałam się tym tekstem podzielić i może zmotywować kogoś do krótkiej refleksji na temat naszej ciągłej pogoni. Za czym? No właśnie... Może czasem warto odrobinę odpuścić i zwolnić...
Słowem zakończenia, życzę Wam wszystkim dobrego tygodnia. Uśmiechu na twarzy, czasu spędzonymi z najbliższymi i spełnienia. Ja postaram się częściej tu bywać. :)