Wszystko zaczyna się w momencie gdy Will Schuester - licealny nauczyciel hiszpańskiego postanawia na nowo powołać do życia szkolny klub - Glee. Tak, zagadka tytułu rozwiązuje się dość szybko. Ruszają przesłuchania, pojawiają się lepsi i nieco mniej. Niektórych trzeba było zwerbować do wstąpienia do chóru nieco inaczej, wykazując się pomysłowością (historia Finn'a - obejrzyjcie to się dowiecie). W końcu kształtuje się grupa utalentowanych muzycznie uczniów. Jest ona bardzo różnorodna. Dwoje Żydów, futboliści, czworo homoseksualistów, dwoje Afroamerykanów, dwoje Azjatów, chłopak na wózku i cheerleaderka, która wkrótce zachodzi w ciążę. Mieszanka wybuchowa. Tym bardziej jeśli niektórzy z nich mają parcie na szkło i chcą być gwiazdami.
Mimo problemów z jakimi mierzą się nasi bohaterowie i chór sam w sobie, licealiści zaczynają odnosić sukcesy. Jest to wielka motywacja i okazja do świętowania. Była też oczywiście Sue - trenerka cheerleaderek i ktoś kto utrudniał życie licealistom tak jak i ich nauczycielowi. Serial porusza zagadnienia dotyczące każdego z nas. Akceptacja ze strony rówieśników, pasje, trudne wybory, złamane serca i utracone przyjaźnie. Zapewne każdy zobaczyłby siebie w którymś z bohaterów. A było ich mnóstwo. I chcąc nie chcąc najbardziej pamiętam tych, od których wszystko się zaczęło. Którzy później wyjechali na studia, imali się różnych zajęć. W tym czasie chór trwał nadal, jeździł na konkursy, ale nie zapadał w pamięć jak tamta pierwotna grupa. Bo dla mnie Glee to Finn, Kurt, Quinn, Santana, Britney, Mercedes, Artie, Tina, Puck, Sam, Blaine i Rachel. O tej ostatniej jeszcze kilka słów.
Rachel była chórową gwiazdką, często miała kwestie solowe na występach i marzyła o wielkiej karierze. Z biegiem czasu wydoroślała, zmieniła styl i zachowanie. Stworzyła związek z Finn'em. Mimo swojego można powiedzieć przerysowania, moim zdaniem była właśnie szczera. Wiedziała czego chce i do tego dążyła. Z kolorowego pingwinka zamieniła się w piękną młodą kobietę, która wiele w życiu przeszła, ale nadal czarowała swoim głosem. Zdecydowanie moja ulubiona postać.
Mimo, że serial się skończył, historia dobiegła końca, nadal często wracam do takich piosenek w wykonaniu Glee jak:
Mimo, że serial się skończył, historia dobiegła końca, nadal często wracam do takich piosenek w wykonaniu Glee jak:
- Loser like me
- Teenage Dream
- Season of Love
- The Scientist
- Listen to your heart
- One of us
No i oczywiście moje ukochane "Don't stop believing". Z serca polecam ich wszystkie wykonania tej piosenki, szczególnie jednak z piątego sezonu. Kawał dobrej muzyki ze wszystkich sześciu sezonów. Polecam fanom musicali i nie tylko. Piękna historia, piękne wykonanie. :)
Słyszałam wiele dobrych opinii o tym serialu lecz nie oglądałam :)
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowy post https://miszczak-photograaphy.blogspot.com/2018/09/13-jednak-nie-pechowy.html ♥