piątek, 17 kwietnia 2020

Heavy trip - recenzja filmu. Heavy metal w filmie.

Podczas poszukiwań dobrego filmu w bezkresach Internetu natrafiłam na fińską produkcję. Znam fińskie zespoły rockowe, które tworzą świetną muzykę, więc film z metalowymi kawałkami brzmiał całkiem dobrze. Sam opis fabuły wydał mi się tak irracjonalny, że nie mogłam sobie odpuścić.


Całą historię widzimy oczami wokalisty zespołu, który od kilkunastu lat gra w piwnicy jednego z muzyków, a nigdy jeszcze nie miał okazji wystąpić przed publicznością. Wokalista ma na imię Turo, pracuje w szpitalu psychiatrycznym i jak się okazuje paniczny strach przed śpiewaniem na dużej scenie. Z mikrofonem w ręce wydaje się być niezwyciężony i silny, ale na co dzień długowłosy chłopak musi się mierzyć z wyzwiskami, szyderstwami i śmiechami mieszkańców swojego miasteczka, które wygląda jakby postęp i technologia nie bardzo tam docierała.  
Perkusista Jynkky, jest tym z chłopaków, który wierzy, że mogą osiągnąć sukces. Nie przyjmuje do wiadomości, że coś może być niemożliwe i... to robi, wbrew wszystkiemu. Realizuje wszystkie nawet najgłupsze pomysły. Do tego ma problem z fotoradarem, który zrobił mu już niezłą sesję zdjęciową i z jedzeniem, które czasem staje mu w gardle :)


Xytrax, to basista i geniusz muzyczny, zapamiętujący każdą melodię jaką w życiu słyszał. Introwertyk, spokojny, ale z bijącym od niego czymś niepokojącym.
Lotvonen to główny gitarzysta chłopaków, przebiera palcami po gryfie że prawie lecą iskry. Momentami narwany,  niecierpliwy i nerwowy, ale też pracowity. Pomaga swojemu ojcu w rzeźni reniferów. Tak, brzmi strasznie, ale weźmy pod uwagę miejsce. Finlandia - tam jest sporo reniferów.
Pojawia się również Oula, pacjent szpitala psychiatrycznego. Każdy gwałtowny ruch w jego otoczeniu skutkuje atakiem z jego strony. Uspokaja go ciężka muzyka. Okazał się również niezłym perkusistą. 

Naszym muzykom trafia się okazja na występ. Odwiedza ich organizator festiwalu w Norwegii. Postanawiają jechać. Zanim wyruszą jednak w drogę, dają jeden nieudany koncert w swoim miasteczku, kradną furgonetkę lokalnemu celebrycie i odwiedzają cmentarz (o co chodzi nie zdradzę :)) Po drodze muszą poradzić sobie z armią norweską, ale znajdują też sobie sojuszników w formie tamtejszych wikingów. Czy koncert dojdzie do skutku? Przekonajcie się sami.


Sam film może nie jest super genialną produkcją, ale ja uśmiałam się podczas oglądania jak chyba nigdy na żadnym filmie. Oczywiście jest to rodzaj humoru, który nie spodoba się każdemu, ale do mnie trafił. Czasem łączono komizm z tragizmem i wychodziło to całkiem nieźle, poziom groteski momentami szedł wysoko w górę. Chwilami teksty były nieco przesadzone, niektóre mi się nie podobały ze względu na ich odniesienia, ale były może trzy takie kwestie. Całość dla mnie była świetna, co więcej muzyka też była dobra. Może nie słucham aż tak ciężkich kawałków na co dzień, ale w filmie zdało to egzamin. Pojawia się oczywiście motyw miłosny, ale w naprawdę okrojonej formie. Gra aktorska jest specyficzna. Od Lotvonen'a, który wygląda jakby ciągle się doładowywał jakąś energią kosmiczną po Xytrax'a który jest wybitnie statyczny i niepokojąco spokojny, dodatkowo wygląda na wiecznie przerażonego. Produkcja pełna sprzeczności, niespodziewanych zwrotów akcji. Zabawnych i groteskowych sytuacji. 
Całości przyświeca myśl, że każdy ma swojego lwa, którego musi pokonać. Jest też druga filmowa sentencja, ale to zostawię w tajemnicy, dla oglądających film :)

3 komentarze:

  1. Nie oglądałam fińskich produkcji, ale ta historia mnie zaciekawiła !

    OdpowiedzUsuń
  2. Na pewno moze byc ciekawie i smiesznie :D Zapisuje na liste do obejrzenia i kiedys obejrze ! :)

    Pozdrawiam i zapraszam na moj blog, gdzie organizuje rozdanie!:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ooo to może być super. Ja ze skandynawskich zespołów bardzo lubię norweski Airbag. Może znasz. Jeśli nie to polecam. Rock progresywny, bardzo przyjemny dla ucha. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń