Po obejrzeniu zwiastuna, który niezmiernie zaciekawiał, poczytaniu recenzji w prawie każdym przypadku pozytywnych i w końcu po przyznaniu "Green Book" Oskara za najlepszy film. Postanowiłam wybrać się do kina i na własne oczy zobaczyć tę produkcję. Oskarowe filmy są z reguły oryginalne, nie zawsze w dobrym tego słowa znaczeniu.
Akcja dzieje się w latach 60. ubiegłego stulecia. Historia opowiada o dwóch mężczyznach. Tony "Wara" Vallelonga jest włoskiego pochodzenia i pracuje jako ochroniarz. Bardzo skuteczny i o niezwykle silnej ręce. Kiedy lokal w którym pracuje zostaje zamknięty na czas remontu, Tony zmuszony jest poszukać nowego zajęcia. Może jedzenie hot-dogów na wyścigi to niezły pomysł na jednorazowy zarobek, ale nie na stałe. Dostaje propozycję posady kierowcy u Donald'a Shirley'a, który jest bogatym muzykiem i potrzebuje kogoś do obsługi jego wielotygodniowej trasy po całym kraju. Pianista jest czarnoskóry, co stanowi dla Tony'ego problem, gdyż jak wielu w tamtych czasach czarni stanowią dla niego nieco niższą klasę społeczną. Początkowo odmawia pracy, która wiązałaby się z opuszczeniem rodziny na tak długo, ale w końcu dostawszy zgodę żony decyduje się na wyjazd.
Tak zaczyna się długa podróż po wielu miastach Stanów Zjednoczonych, z tytułową książką, będącą pomocą dla podróżujących Afroamerykanów. Niestety miejsce do spania nie będzie jedynym problemem naszych bohaterów, ale nie będę tu zdradzać za wiele. Na pewno nie można się nudzić oglądając Green Book.
Film pokazuje w genialny sposób różnicę charakterów obu bohaterów. Nie zgadzają się początkowo w żadnym punkcie, wręcz się nie lubię. Ale z czasem zaczynają rozmawiać, uczyć się od siebie nawzajem. Chociażby jak jeść kurczaka w panierce ;) Ale też jak pisać listy do ukochanej, tak aby z wrażenia miękły jej kolana i aby zazdrościły jej ich wszystkie koleżanki. Jesteśmy świadkami przemiany Tony'ego, który mimo początkowej niechęci do muzyka staje się jego przyjacielem i obrońcą. Gra aktorska? Wspaniała. Dopracowanie każdego szczegółu. Gestu i słowa. Stworzono absolutnie
iluzję niesamowitą.
W skrócie, niesamowita historia, która mówi jak ważna jest równość ludzi wobec siebie, jak ważna jest rodzina i przyjaciele i jak pieniądze szczęścia nie dadzą, jeśli będziemy w wielkim pięknym domu sami, bez nikogo bliskiego.
Jeden z najlepszych filmów jakie widziałam ostatnimi czasy, dwie godziny minęły nie wiadomo kiedy i chciałoby się jeszcze. Rozśmiesza, wzrusza, skłania do refleksji. Oto Green Book. Ode mnie 10/10.
Początkowo byłem zniechęcony do tego filmu przez te plakaty z chwaleniem się Oskarami/Złotymi Globami. Patrząc na ten plakat spodziewałem się jakiegoś "pseudoambitnego" kina. Jednak w końcu zostałem zmuszony, żeby na niego pójść i sam się zdziwiłem, że mi się spodobał. Potem pokazałem go kolejnej osobie i też była zachwycona. Bardzo lekki, wzruszający film poruszający ważne również współcześnie problemy w sposób przystosowany do każdego widza. Fajnie też, że jest optymistyczne zakończenie. Porównania do "Nietykalnych", które zewsząd słychać jak najbardziej trafione.
OdpowiedzUsuńZ chętna bym obejrzała go w wolnej chwili. Bardzo przydatna jest ta twoja recenzja. pozdrawiam serdecznie ☺
OdpowiedzUsuńRzeczywiście film świetny. Widziałam pare dni przed tym, jak otrzymał Oscara. Obserwuję i Pozdrawiam!^^
OdpowiedzUsuń